środa, grudnia 28, 2005

Recenzja: SOULFLY - Dark Ages

Właśnie sobie słucham i będę na bierząco relacjonował. Na początku powiem, że w pierwszej chwili płyta mi się nie spodobała, ale to tylko ją przeczesywałem w poszukiwaniu fajnych kawałków i pech chciał, że nie trafiłem na żadne:P Ale teraz gdy słucham jej uważnie, dochodzę do wniosku, że jest ekstra:) Niestety jeszcze nie przesłuchałem poprzedniej płyty, Prophecy, ale wyczuwam sporą zmianę w porównaniu do poprzednich płyt.


Boooom!!! Ta płyta jest niezłym kopem między oczy;) Zespół zblizył się dość znacznie do Death Metalu, ale nie zmienił zbytnio klimatu, czyli powalające riffy, ostra perkusja, nawet teraz słyszę dość oczywiste nawiązanie do One Metallici. Fajne. Trzyma klimat płyta. Jak do tej pory jest różnorodna. Solówki niczego sobie, riffy konkretnie powalające. Momentami przydałoby się zmniejszenie ilości Gain na przesterach gitar, bo tracą klarowność i nie słychać muzyki tylko szumy, ale to poniekąd na tym również polega Metal:> Jak zwykle Cavalera zaprosił gości. To również dodaje płycie, bo nie musimy w kółko słuchać momentami denerwującego charkotu Maxa, który niestety słabo pasuje do Deathmetalowej jatki:P Więc utwory "duetowe" zawsze urozmaicały płyty Soulfly. Poza tym zesopół ogólnie się rozwija i poszukuje nowych rozwiązań i sposobów na nowe wykorzystanie tych starych i nie boi się poeksperymentować. Oby tak dalej.


Kolejny plusik dla zespołu za to, że nie poszli na łatwiznę i nie wydali płyty, która trwa z grubsza 40 minut jak to ostatnio jest modne. Płyta trwa 1h 6min. Brawo panowie. Co prawda długość płyty znacznie podnosi utwór, do którego fani Soulfly zdążyli się przyzwyczaić, mianowicie kolejna odsłona utworu instrumentalnego o dźwięcznej nazwie "Soulfly V", który trwa 10:50. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, to utwory "Soulfly" pojawiły się jak dotąd na wszystkich płytach zespołu. Są to utwory powiedzmy etniczne, spokojne relaksujące, a zarazem dynamiczne i porywające. Typowa rdzenna brazylijska muza:) Spodoba się nawet tym, którzy mie lubią metalu, bo z nim nie mają nic wspólnego, więc polecam do przesłuchania wszystkim.


Oczywiście oprócz utworów, z których mogę cokolwiek zrozumieć, są utwory po portugalsku, których niestety nie kumam, co jednak wcale nie powoduje, że płyta jest niezrozumiała, czy niejasna. Wręcz przeciwnie pokazuje, że zespół nie boi się pokazać światu, ze istnieje jakiś inny język niż angielski;)


Tak więc mimo iż nie przesłuchałem całej płyty jeszcze jestem gotów stwierdzić, że płyta jest bardzo dobra z minusem za niektóre rzeczy, które powodują że jest męcząca, bo jednak Death Metal nie jest muzyką, która zrelaksuje człowieka, jednak nie sposób powstrzymać głowy od wykonywania miarowych ruchów góra-dół przy słuchaniu tej płyty. Powiem więcej, chciałoby się zaprosić kumpli, zamknąć się z nimi w ciasnym pomieszczeniu i skakać!


Ocena
5-

Recenzja: STATIC-X - Start A War

Chyba od czasu trzeciej płyty panów z dużą ilością włosów, przestałem być ich fanem. Nie powiem, te nowe płyty mają coś w sobie, ale nie jest to to, co mi się podobało w Machine i Wisconsin Death Trip. Start A War próbuje powrócić do korzeni, ale na dobrą sprawę udało im się to zrobić chyba tylko w jednym utworze. Niestety. Tak więc, po wielkiej mojej radości i oczekiwaniu na tą płytkę nadeszło rozczarowanie, że niepotrzebnie jej słuchałem. Muzyka stała się melancholijna i powolna, a ja właśnie chciałem płyty szybkiej i konkretnej, śmiesznej i powalającej, ale nie doczekałem się. Trudno się mówi. Zobaczymy jak wyjdzie im następna. A w międzyczasie:


Ocena
3+

Recenzja: KORN - See You On the Other Side

Fajna płyta. Nie jest rewelacyjna, ale można posłuchaćw wolnej chwili. Niestety nie było w niej momentów, które powodowały, że przestawałem robić to, co właśnie robiłem, żeby dokładniej posłuchać tego, co się dzieje na płycie. Ale poza tym bardzo fajnie, przyjemnie. Momentami głowa sama chodziła w rytm muzyki, ale jak już mówiłem, to nie to samo co pierwsza ich płyta, która jest moją ulubioną płytą. Ale porównując do poprzedniej, która spłynęła po mnie jak po kaczce, to ta płyta jest dobra. Trzyma się kupy, jest inna, ale nie aż tak inna, zeby długoletni fani przestali ich słuchać. Więc polecam, mimo że nie jest genialna, to jako muzyka w tle programowania, czy jakiejś gry internetowej, bądź zwykłego surfowania po necie nadaje się idealnie, bo nie przeszkadza, a urozmaica.


Ocena
4/6


niedziela, grudnia 18, 2005

Recenzja: Lord of War - Pan Życia i Śmierci

Opowieść o człowieku, który jest sprzedawcąbroni. Ha, ale nie takim co pracuje w małym sklepiku na przedmieściach Nowego Yorku, tylko Koleś z przedmieści Nowego Yorku, który sprzedaje broń największym zbrodniarzom wojennym, którzy chodzą i chodzili po tym świecie(oprócz Bin Ladena).


Zacznijmy od zdjęć. Na dobrą sprawe to tylko początek filmu jest innowacyjny. Reszta, to typowe Hollywoodzkie kino. Koniec na temat zdjęć. Jeśli ktoś chce oglądać dla ładnych zdjęć, to niech odkurzy Black Hawk Down(czy Dawn, nie pamiętam), czyli Helikopter w Ogniu. Tam są dopiero zdjęcia.


Obsada. Więc oprócz Nicholasa Cage'a, nikt znany tam nie gra. No może i dobrze zagrał swoją rolę, ale nic rewelacyjnego.


Całokształt? Ten film coś w sobie ma. Nie jest to coś, co sprawi, że po powrocie z kina, będziesz chciał jeszce raz go zobaczyć. Niestety nie. Ale ma to coś, że mimo iż momentami jest nudny, i pod koniec już się nie chce go oglądać, to obejrzy się go do końca. Tata przez pół filmu narzekał, że nudny, ale do końca został. Na dobrą sprawę ten film jest skierowany do Amerykanów którzy nie wiedzą co się wokół nich dzieje. Tak. Wyjaśnia im wreszcie mechanizm działania ich kraju. Ale właśnie na to trzeba poczekać na sam koniec. Nie wiem czy warto, ale i tak się czeka. A pointa wcale nie jest przyjemna, chociaż może i jest prawdziwa. Ale na nią trzeba zasłużyć, męcząc się około dwóch godzin;) Więc film polecam na:


Ocena
4-/6

Recenzja: Nieustraszeni Bracia Grimm

Nieustraszeni bracia Grimm są oszustami. Tak... I wreszcie na ich drodze, okupujący Niemcy Francuzi, stawiają zagadkę, która okazuje sięnie być fałszerstwem, lecz jest autentyczną bajką do życia wsadzoną. Tak, bez sensu to trochę, no ale cóż. Ogólnie aktorzy dobrzy, no ale...


Pierwsze "ALE": Efekty wizualne kompletnie kaszaniaste. Już nawet jestem skłonny darować beznadziejną łódkę w Piratach z Karaibów, bo te efekty zwaliły mnie z fotela... z nudów oczywiście. Co chwila widziałem, że za aktorami jest makieta z narysowaną scenerią. Porażka.


Drugie "ALE": To, że pomysł był nawet niezły, to dobra. Jednak wykonanie co najmniej dziwne. Do ogólnego zarysu bajki, wrzucono jak najwięcej kawałków bajek braci Grimm, jak siędało. Mówiąc kawałków, mówię dosłownie. Tu babcia z czerwoniutkim jabłkiem, tu czerwony kapturek idący przez las(chociaż wiesniacy nie wyglądali na takich, którzy by kiedykolwiek widzieli TAK czerwoną pelerynkę, nie ma mowy), wilk bardzo zły, koń, który pożarł dziewczynkę, "the gingerbread man", który ukradł dziewczynce twarz, a potem ją wchłonął(tak na dobrą sprawę, to powstał z błota). Szczerze, to nawet nie dam sobie paznokcia uciąć, że chociaż połowa z tych bajek na przwdę została napisana przez braci Grimm. Co dalej, królowa zamknięta na szczycie wierzy, która zmarła 500 lat wcześniej, a ciągle powtarza do swojego lustra "lustereczko powiedz przecie", połączone z kilkoma innymi bajkami, mianowicie królewną zamkniętą w wierzy, która zapuściła długaśny warkocz i wszedł po nim królewicz. Takich i innych wtrąceń nie trzymających siękupy jest bez liku.


Trzecie "ALE" kieruję do reżysera. Terry Gilliam, please. If you're making a movie adressed to a larger audience, please please please make it have at least come sense! For cryin' out loud, Jabberwocky had more sense than this!


Dziękuję za uwagę. Film obejrzałem do końca, ale na dobrą sprawe z przymusu, żeby siez wami podzielić moim przykrym doświadczeniem. Nawet nie ma kurcze porzadnego zakończenia!!! Będziecie niemile zaskoczeni zakończeniem wątku "romantycznego". Więc jak na film na tą skalę rozreklamowany i tak na dobrą sprawę dobrze się zapowiadający dostaje ode mnie:


Ocena:
2/6

poniedziałek, grudnia 05, 2005

Recenzja: Sahara

Clive Cussler. Jeden z najlepszych pisarzy akcji tych czasów. Nie boi się tematów niebezpiecznych, jego książki potrafią zmieniać świat wktórym żyjemy. Nie dość, że wielki miłośnik starych samochodów (ma ich wielką kolekcję), to bardzo lubi sięgać w dawne dzieje i wyciągać z nich przedziwne hidtorie, które chociaż nie muszą być prawdziwe, to są przedstawione na tyle wiarygodnie, że książki nie chce się odkładać po przeczytaniu "wstępu teoretycznego". Pierwsza książka jaką jego przeczytałem, to była właśnie Sahara. miałem wtedy może 10-12 lat. Było to dla mnie coś niesamowitego. Przygoda przeżyta razem z książką, każdy niespodziewany zwrot akcji był dla mnie wielkim szokiem. Rewelacja. I co? Idę któregoś dnia do szkoły i moje oczy natrafiły na plakat: "Sahara. A Dirk Pitt adventure." Oczy jak złotówki, możecie się domyśleć. I właśnie miałem okazję ten film obejrzeć, i dopóki nie uzbieram na niego kasy, to go sobie pożyczam;)


A więc zacznijmy od początku. Kto to jest Dirk Pitt? Oprócz tego że jest głównym bohaterem większości książek Cusslera, to jest ex Air Force i pracuje razem ze swoim kumplem z przedszkola (Al Giordino) w NUMA, National Underwater and Marine Agency (założone przez Cusslera. autentycznie), która zajmuje się wydobywaniem różnych artefaktów zagubionych w wodach wszystkich mórz i oceanów świata. Kolekcjoner samochodów (jak autor. de facto mają taką samą kolekcję. strange...), poszukiwacz przygód i różnych zagubionych, niekiedy mitycznych, przedmiotów.


Co do filmu, to słyszałem dość nieprzychylne opinie na jego temat, że to chała, że beznadziejny, że teraz to lepsze filmy potrafią robić, a ja się nie mogę zgodzić z tą opinią. Film moim zdaniem ekstra. Oczywiście nie może się równać z książką, ale jak na film, to dobry. Nie było żadnych przeinaczeń jak w LotR, film po prostu nakręcony na podstawie książki. Trochę bohaterowie źle podstawieni chyba, bo Al miał być duży i umięśniony, a w filmie w tym przoduje Dirk. Mama twierdzi, że powinni mieć inne kolory oczu i włosów, ale to chyba najmniej istotne. Efekty wizualne bardzo fajne. Nie było żadnych wpadek, znaczy nie było momentów w których miałbym jakiekolwiek wątpliwości, że to faktycznie tak wygląda. Em... znaczy chciałem powiedzieć że efekty były dobrze zamaskowane. Żarty nawet udane, chociaż tak na prawdę to wcale nie innowacyjne. Ale mogą być. Czyli film akcji z okazjonalnym dobrym żartem, tudzież śmieszną sytuacją. Obowiązkowy oczywiście romansik a'la James Bond, no ale to już wina autora:)


Więc ogólnie polecam ten film, a tak na prawdę polecam jeszcze bardziej książkę. Jak ktoś chce to mogę pożyczyć. W oryginale oczywiście:)
Ocena: 4/6

wtorek, listopada 29, 2005

** **** Corp. official status

Jako że doszedłem definitywnie do wniosku że wszyscy jesteśmy konkretnie nie halo, to musiałem zrobić listing naszej super tajnej firmy, która na dobrą sprawę legalnie nie istnieje;) A więc:



  • Piotr S. - Zestresowany
  • Piotr W. - Samozwańczy psychopata
  • Wiktor G. - Idealistyczny nihilista
  • Maciej Ł. - Sypiący się
  • Grzegorz P. - Przyszły samobójca

Koniec konferencji, dziękuje za uwagę.

niedziela, listopada 27, 2005

Czas zimowy

Chciałbym powiedzieć, że czas zimowy jest beznadziejny. Jest bardzo niekorzystny dla człowieka, może nie dla wszystkich, ale dla mnie na pewno.


Zacznę od początku. Więc wstaje człowiek rano, ciemno. Wraca człowiek do domu z pracy, ze szkoły, ciemno. Co ciekawsze już niedługo wychodząc z pracy czy szkoły będzie ciemno. I weź tu człowieku w depresję nie wpadnij. Jak tylko na dwór wyjdziesz, to ciemno. A weekend wydaję się po całym takim tygodniu jakimś nierealnym snem. Co się stało? Jasno na dworzu?? Skąd to się wzięło??? Co więcej, siedzenie w zamknięciu w czasie, gdy na dworzu świeci słoneczko, też nie wpływa pozytywnie na samopoczucie i inne takie. Pomyślcie, że cały dzień siedzicie przy sztucznym świetle! Chociaż okuliści na tym zarobią, snicker, snicker, snicker:>


A druga rzecz, która straaasznie mnie kurdę denerwuje, to fakt, że strasznie ciężko jakiekolwiek zdjęcie zrobić jak już sięwyjdzie z zamknięcia. To jest okropne!!! Musiałbym dymać do szkoły ze statywem, żeby w drodze powrotnej móc zrobić jakieś fajne zdjęcie. Jak się nieziemsko wkurzam, gdy wychodzą mi rozmazane zdjęcia, bo ustawia się długa migawka, a aparatu nie sposób utrzymać w zupełnym bezruchu przez te 2 sekundy, czy ile tam się ustawi. Zmarnowałem ostatnio takie fajne fotki, tylko dlatego, że nie miałem statywu. A gdzie będę statyw tachał ze sobą po mieście? Kurdę!!! Kupię sobie taki mały chyba. Jutro pojadę obejrzeć:) Może wreszcie jakieś fajne zdjęcia będę przynosił. Wreszcie!!


To są dwa główne powody dla których nie lubię czasu zimowego. Mam nadzieję, że choć jedna osoba się ze mną zgodzi. Pliiiss?... ;)

Comic strips

Czemu lubię komiksy? Bo są śmieszne:P A które lubię? Lubię Garfielda oczywiście. Swoją drogą to mój pies zaczyna się jak Garfield zachowywać. Nawet nie chciał wyjść z budy do mnie jak dziś wróciłem. Leniuch stary się robi:P A drugi komiks który lubię i kiedyś namiętnie czytałem to Monty. bardzo fajny komiks. A dziś wpadłem na nastepujące stripsy które mi się bardzo spodobały, więc je pokażę:) Oto i one:

Wszystko wzięte z http://www.wulffmorgenthaler.com/
A Monty'ego znajdziecie tu: http://www.comics.com/comics/monty/

piątek, listopada 25, 2005

Facet zmanipulowany

Chłopie, wiesz, czy nie wiesz, ale jestes manipulowany. Może tego nie odczuwasz, ale jeśli masz blisko serca jakąś Kobietę, to wbrew wszelkim pozorom jesteś manipulowany!!! A skąd mnie to naszło? Próbowałem przejść przez pasy na Modlińskiej i jedzie koleś, a wlecze się nieziemsko, nie wiadomo czy iść czy czekać aż przejedzie. To ruszyłem tak żeby zdążył przejechać, i musiałem jeszcze zwolnić, żeby koleś zdążył. A bryka niczego sobie, bodaj nowa Vectra. Patrzę, i co? Facet za kierownicą, a na fotelu kierowcy jego Kobieta. Futerko, Yorkshire Terrier na kolanach, fryzura... I gdzie tu manipulacja pytacie? Jak to gdzie? Ano w tym, że koleś musiał się wlec 20kmph żeby Yorki mógł prosto siedzieć i żeby siły bezwładności nie zepsuły paniusi fryzurki. TO JEST MANIPULACJA!!!


Powiecie, nieee, ja się tak nie daję, ja się tak nie dam. Powiadam Ci, już skłamałeś. Bo robiłeś to już wiele razy, pomyśl. Czego byś nie zrobił dla Twojej Kobiety? Księżyc nawet byś na lasso złapał i przyciągnął do domu. Co z tego że tsunami by to wywołało na drugim końcu świata, i tak byś złapał. No nie, tu nie ma manipulacji, ale wiedz, że jeśli byś ten księżyc już złapał, to sam tego nie wymyśliłeś. Jak to nie??!! powiesz. A tak to. Bo Kobieta zakodwała to w Twojej podświadomości. Drobnymi kawałeczkami, po trochu, ale to Ona jest inicjatorem łapania księżyca na lasso. Małymi słówkami, raz "lasso", raz "ksieżyc", aż Ty "sam" skojarzyłeś, że miło byłoby złapać jej księżyc na lasso. I co? Łyso? Baby są mistrzyniami w podsuwaniu facetom pomysłów, na które sami by nie wpadli. Mistrzynie aluzji:) Patrzcie "Moje wielkie greckie wesele". Bardzo dobry przykład manipulacji facetem. Jeśli sam by na to nie wpadł, to tak poprowadzić rozmowę, żeby facet myślał, że sam wymyślił. A to nie jest odosobniony przypadek.


Ku przestrodze więc, Panowie koledzy, uważajcie na Kobiety. Jak czujecie się strasznie zadowoleni, że wymyśliliście coś, co bardzo przypadło Waszej Kobiecie do gustu, to może oznaczać, że to wcale nie Wasza zasługa. BEWARE!!! ;)

sobota, listopada 19, 2005

A facet potrafi robić dwie rzeczy na raz.

Proste zestawienie rzeczy które facet potrawi robić na raz:

  • Dłubać w nosie i czytać książkę
  • Słuchać muzyki i uczyć się
  • Jeść obiad i czytać gazetę
  • Iść i myśleć
  • Drapać się po tyłku i myśleć o kobietach
  • Oglądać wiadomości i głaskać kota
  • Jeść loda i odganiać się od osy
  • Nieść kubki z gorącą herbatą i wyłączać za sobą światło
  • Prowadzić samochód i wygrażac mijanemu kierowcy
  • Zwracać po wódce i trzymać się kurczowo kibla
  • Pić kawę i wiązać krawat
  • Rozbierać swoją kobietę i całować ją
  • Lutować i wytykać kobiecie brak logicznego myślenia
  • Skręcać kierownicą i zmieniać biegi

Nie, nie piszę tego żeby zdyskredytować jakąkolwiek kobietę, ale po to żeby pokazać że sformułowanie "facet nie potrafi robić dwóch rzeczy na raz" jest nieprawdziwe. Chociaż musze przyznać że jak kobieta próbuje niektóre z tych rzeczy powtarzać, to kończy sie to fiaskiem;)

Recenzja: System of a Down - Mesmerize & Hypnotize

Moda na Dwupłytowe wydawnictwa rośnie. Najpierw Opeth z Damnation i Deliverance, później Nelly chyba, a teraz na ten sam pomysł wpadł System of a Down. Jednak muszę powiedzeć że w ich wypadku to nie rozumiem celowości tego chwytu, bo obie płyty grają w sumie trochę ponad 80 minut. Ale nie o tym, nie o tym, nie o tym...


O czym? O płytach więc zacznijmy. Mesmerize wyszło dobre parę miesięcy temu. Pierwsze wrażenie? O w mordę! Co za SYF!!! No ale to nie potrwało długo, bo słuchajac jej drugi raz stwierdziłem że jst niesłychanie pomysłowa. Piosenki są jak zwykle kontrowersyjne i czasem dziwne. Przypominam "Pull the tapeworm out of your ass, hey!", to teraz również dostaliśmy "My cock is much bigger than yours! My cock can walk right through the door! With the feelin' so pure, it's got you screamin back for more". Ale przecież nie tylko teksty się liczą. Chodzi o muzykę. A muzyka dojrzała, oj tak. Nie dość kontrakt z Ibanezem się skończył i gitary Gibsona spowodowały dużo czystszy i wyraźniejszy dźwięk, to połowa płyty jest zaśpiewana dwugłosem. Taak! Obaj śpiewają, i obaj całkiem nieźle! Wiedziałem że panowie mają fajne pomysły, ale ta płyta dopiero pokazuje na co ich stać. Oprócz klasycznych pogowych napieprzanek, mamy sporo ciekawych spokojnych kawałków, sporo mieszanych i sporo genialnych;) Genialnych, bo ta płyta jest jak zupa tygodnia. I to taka dobra. Tu znajdziecie wtrącenia z tylu różnych stylów i gatunków muzycznych, że po przesłuchaniu zapytacie "co to było? hehe... błbłbłbł..." Tak właśnie będzie, bo ta muzyka jest tak świeża i tak odkrywcza, że po prostu trzeba włączyć repeata i słuchać cały dzień. Niestety pojawiło się trochę bubli muzycznych, ale to tylko moja opinia, że nie powinno się elektroniki do takiej muzyki wsadzać. A jesl i myslicie, że za bardzo zachwalam Mesmerize, to niech Wam powiem co myślę o Hypnotize... To dopiero będzie hit! Będzie, bo premiera w poniedziałek. Ale ja już słuchałem. Więc nie dość że powrót do korzeni, czyli mojej ulubionej płyty SoaD, to ponawiam pochwały udzielone Mesmerize. Tu się dopiero zaczyna psychodelia. "Banana banana banana banana teracotta, banana banana teracotta pie!" AAAARRRGH!!! Co to za pomysły??!! Oprócz tego świetne znowu teksty, o wojnie, o życiu żołnierskim, o dziwkach ze śmierdzącymi nogami i dziewczyno jak heroino! A to tylko wyciąg z całej płyty. Znowu piękne wtrącenia pozametalowe. Czyżby Heavy-Metal robił się jak jazz? Czyli wszystko stare, tylko serwowane w nowym wydaniu? Świetnie!! :-) A więc ta płyta jest jeszcze genialniejsza i dynamiczniejsza od swej poprzedniczki, a co za tym idzie dużo ciekawsza. Muszę z przykrością przyznać że Mesmerize pójdzie w odstawkę... Co ciekawe, na listach przebojów będą się pojawiały po 3-4 utwory Soad. sic? Nieee, raczej świetnie. Ludziom podświadomie zacznie się to podobac. Tak samo przecież zostało techno wylansowane. Od lightowych począwszy, żeby ludzi przyzwyczaić, do trance'u przechodząc, więc jako że mamy już podkład starego, dobrego polskiego rocka, to SoaD po prostu wejdzie w nasze umysły jak po maśle. Więc całokształtowo M&H dostaje ode mnie wspólnie ocenę 5, bo mogliby wywalić jedną piosenkę z M i wydać wsio na jednym krążku. Czaicie bazę? 21 utworów? Chyba jednak lepiej że wyszły osobno... Ale to bije po naszych kieszeniach, więc ocena zostaje. Miłego słuchania. Gorąco polecam!


Get Mesmerized and Hypnotized!

piątek, listopada 18, 2005

Lista 10 rzeczy których nie wolno mówić facetowi

To jest tylko moja propozycja dla tych pań, które nie wiedzą co robią źle, albo nie wiedzą ŻE robią źle. Nie, nie piszę większości z tych rzeczy z własnego doświadczenia, bo tylko dwa mnie dotknęły, ale wiem mniej więcej czego mógłbym się spodziewać(oczywiście nie po Iwonie, nigdy).


10. "Gdzie byłeś?" No jak to gdzie? na piwie z kumplami. Przecież i tak nic więcej się nie dowiesz.


9. "Zdradzasz mnie! Wiedziałam!" Bardzo niebezpieczne stwierdzenie, bo albo dostaniesz lanie, albo On Ci pokaże że wcale nie i to w kilku różnych pozycjach, albo nigdy więcej go nie zobaczysz, bo to prawda, tudzież nieprawda.


8. "Jestem w ciąży." Nieeee!!! Niech się sam domyśli. Chociaż po obejrzeniu Taxi 2 może nie warto czekać te 9 miesięcy... A już na pewno nie jak popija piwko i ogląda mecz.


7. "Zrobiłbyś czasem coś pożytecznego!" albo "Kiedy Ty wreszcie weźmiesz się do roboty?!" Przecież cały czas robię, tylko jak Ty nie patrzysz.


6. "Tylko byś te gazety czytał!" Gucio prawda, bo nie tylko. Mogę jeszcze oglądać mecz lub wiadomości i Twoje gołe ciało. A reszta to tylko dodatki. Zmyślam oczywiscie, bo sam tak nie uważam, ale "reszta", kto wie...


5. "Umyłbyś te jajka a nie się drapiesz!" Drapię się, bo dawno nikt nie zwracał na nie uwagi, a ten sposób w który Ty właśnie to zrobiłaś wcale mi nie ulżył.


4. "Ogoliłbyś się!" Ogoliłbym się, ale musiałbym pójśc po golarkę, musiałbym pójść do sklepu po żyletkę, ostrze, piankę, cokolwiek, a mam przecież tyle rzeczy do zrobienia. Lepiej użyć "Jak się dziś ogolisz i będziesz grzeczny, to mam dla Ciebie niespodziankę. Mrauu...", zawsze zadziała.


3. "Czy Ty musisz oglądać ten głupi mecz?!" Po pierwsze, gdyby był głupi, to bym go nie oglądał. Po drugie, tak, muszę. Nie oczekujcie niczego więcej, więc po co się za każdym razem pytać?


2. "Wszyscy faceci to duże dzieciaki, a Ty największym jesteś chyba!" Przecież my dobrze o tym wiemy, ale nie po to są kobiety żeby nam o tym przypominać, tylko żeby nas zachęcać i śmiać się za naszymi plecami.


1. "Głowa mnie boli" Kategorycznie najgorsza z możliwych wymówek. Sama siebie zniszczysz w Jego oczach.


A teraz dodatek dla tych facetów którzy się dziwią że nie ma tu następujących dwóch tekstów "Nigdy mi nie mówisz że coś dobrze zrobiłam, tylko jak mi nie wyjdzie..." oraz "Ty mnie chyba już nie kochasz, bo mi tego dawno nie mówiłeś". Dlaczego tego nie ma? Bo dla tych pytań powinna być jedna i ta sama odpowiedź: "Przepraszam". Zastanów się nad sobą chłopie, ile czasu minęło odkąd powiedziałeś swojej kobiecie że ją kochasz, albo że dobre ciasto upiekła. Nie opłaca się szczędzić pochwał kobiecie, bo tylko się na tym traci. A.. i kupcie czasem jakiś ładny kwiatek. Tak bez okazji.

piątek, listopada 11, 2005

Recenzja: DREAM THEATER - Train of Thought

Sciągnąłem sobie przedostatnią płytę Dream Theater - Train of Thought (ostatnia była Live at Budukan bodaj). Usiadłszy żeby sobie posłuchać jednego z najlepszych prog-rockowych zespołów des Welts, z wielkim namaszczeniem włączyłem muzykę moich idoli i oklapły mi uszy. Ni wiem co się stało, ale tej płyty nigdy w życiu chyba nie przesłucham. Ja rozumiem prog-rock w bardzo dojrzałym wydaniu, wiele lat doświadczenia, chęć oderwania się od standardów, stworzenia nowych. Rozumiem. Nie wyszło. Droga już została przetarta. Przez zespól Meshuggah. Polecam płytę Nothing. Ale wracając do DT. Rzeźnia. Utwory są tak skomplikowane, tak ciężkie do przyswojenia i pojęcia, że nie dałem rady przesłuchać do końca. Przewijając kawałek po kawałku utwory, nic, ale to nic ciekawego nie znalazłem. Nic. Kompletna klęska. Jedyne co zadziałało w tej płycie to sekcja rytmiczna. Perkusja Portnoya jak zawsze powalająca z nóg. Partie basowe też niczego sobie. Ale reszta się po prostu skończyła. Słyszałem przed wydaniem tej płyty że to będzie prawdopodobnie płyta hip-hopowa i tak się stało. Treści mało, formy dużo. Myślę, że zespół o tak wielkiej renomie nie musi udowadniać fanom, że nadal są fenomenalni technicznie i jakich to cudownych komplikacji muzycznych nie potrafią dokonać. Po co? Lepiej by wyszli na tym kontynuując udane standardy dwóch poprzednich płyt Scenes From a Memory i A Change of Seasons jak również wcześniejszych, którzych rzadziej słuchałem. Jeśli ktoś jest fanem komplikacji muzycznych to jednak polecam Meshuggah, bo od nich głowa aż tak nie puchnie, a jak ktoś chce świeżego podmuchu prog-rocka w wydaniu "lekko" death metalowym to gorąco polecam Opeth - Ghost Reveries, o czym wkrótce, bo jeszcze się tą płytą nie nacieszyłem, bo jest jak cebula;) A Dream Theater niech się trochę nad sobą zastanowi. Wkurzyłem się. Dostają u mnie 2+/6 za sekcje rytmiczną i brak składności i spójno.

czwartek, listopada 03, 2005

Recenzja: NICKELBACK - All the Right Things

Kolejna fajna płyta spod znaku odwrotu pięciocentówki. Dużo fajnych piosenek, które już wkrótce będą śpiewane przy ogniskach harcerskich w USA a i może przy polskich również. Nickelback zdążył mnie przyzwyczaić do ciekawych tekstów. Niemal każdy ich utwór to oddzielna hitoryjka. Na przykład piosenka "Animals" opowiada o pewnym zbuntowanym młodzieńcze, który dopiero co odzyskał prawo jazdy i pojechał na panienki i różne paskudne rzeczy z panienkami w tym aucie robi ?cause everybody knows we?re just a couple animals. Ale niestety starzy ich nakryli:) So come on baby get in:) Oczywiście adekwatnie do klimatu speedującego samochodu, muzyka jest ostra i dynamiczna. Tak samo pierwszy utwór na płycie "Follow You Home", zaczyna się bardzo dynamicznie, szybką perkusją. Lubię jak coś się fajnie zaczyna:) A tekst mówi że możesz mi wszystko zrobić co najgorsze, wsadzić do jakiejś dziury, strzelić w mordę, powiedzieć moim rodzicom że umarłem, ale ja przeżyję to wszystko żeby pójść za Tobą do domu. Tekst jest przerywany świetną blues-rockową gitarką i pod koniec jakiś pan o wybitnie niskim i charczącym głosem śpiewa pół zwrotki. Po prostu WOW!


Oczywiście płyta nie jest monotonna i często zmienia tempo i klimat. Utwór "Photograph", singiel z tej płyty, również opowiada historyjkę, momentami śmieszną, ale utrzymaną w klimacie obozowego przeboju. Swoją drogą udany singiel i interesujący teledysk. Również utwór kończący płytę "Rockstar" również będzie kiedyś takim przebojem. Piosenka opowiada o marzeniach każdego z nas, żeby mieć łazienkę, w której można w grać baseball, żeby ubrać się w najnowsze ciuchy, zamienić swoje życie na fortunę i władzę, pokazywać się z gwiazdami filmowymi, garaż pełny starych gitar, nowiuteńki tourbus. Hey, hey, I wanna be a rockstar!


Gorąco polecam. Świetna płyta na nudne wieczory. Rozrusza każdego pryka. Przyjemnie się słucha i przysłuchuje o czym jest następna historyjka. Moja ocena 4+/6.

poniedziałek, października 31, 2005

Zakupy nie dla idiotów

Zakupy to nie rzecz dla idiotów. Sprzedawca potrafi tak zamącić w głowie człowiekowi, że człowiek przestaje myśleć i najchętniej usiadłby odpocząć. Wyznaję dewizę, że jak już się idzie na zakupy to należy wiedzieć, co się chce kupić, najlepiej gdzie to jest w sklepie i ile będzie kosztowało. Ale czasem to nie pomaga...
Miałem dziś "przyjemność" odwiedzić Electro World i Media Markt. Jednak muszę powiedzieć, że Saturn mi najbardziej odpowiada po dzisiejszej eskapadzie, jeśli brać pod uwagę duże sklepy. A więc dlaczego tak mi podpadły te dwa sklepy?
Electro World:
Znajdziecie tu wszystko, pod warunkiem, że bardzo będziecie chcieli. Osobiście nie widzę w tym sklepie nic pozytywnego, oprócz tego ze mają jako tako (ponoć) tani towar. Zresztą na tych przedmiotach, które oglądałem nie zaobserwowałem tej omamiającej tłumy zależności. Zaczynamy w dziale telefonicznym, przechodzimy do działu komputerowego, dalej HiFi i na końcu AGD. Niestety innej możliwości zwiedzania nie ma. Nie dość, że wejście jest w miejscy najdalej oddalonym od centrum parkingu, to sklep jest urządzony jak muzeum. Brakuje tylko strzałek oznaczających kierunku zwiedzania, bo bez nich można się nieźle pogubić. Należy, zatem przejść przez wszystkie działy żeby dojść do wyjścia. Nie polecam tam wchodzić bez konkretnego celu, bo można wyjść z pustym portfelem, gdyż mało subtelny system manipulacji "musisz obejrzeć wszystko" powoduje, że w drodze do wyjścia prawie na pewno weźmiemy coś, czego nie chcieliśmy kupić. Czyli nie chodzić do tego sklepu z żoną;-)
Media Markt:
Tak, owszem, powiększyli powierzchnię sklepu, ale też mocno namieszali w rozmieszczeniu towarów, co też czynią dość regularnie wszystkie sklepy, w celu takim samym jak powyższy. Brakuje mi w tym sklepie jednej rzeczy. Ogólnie sklep tworzy jedność z jednym małym wyjątkiem. Za cholerę nie mogłem znaleźć gdzie są słuchawki. Obszedłem cały dział HiFi i wreszcie znalazłem... na drugim końcu sklepu przy kasach w dziale "AGD małe". Chore. Ale muszę powiedzieć, że sprawiają wrażenie niższych cen niż w EW. Na pewno w dziale muzyczno-filmowym jest taniej.
Co zaś tyczy się Saturna, to zdecydowanie wolę tam, chociaż mają bardzo głupią polisę sprawdzania czy nie wnosi człowiek do sklepu elektroniki. Więc jeśli się ma odtwarzacz jakiś w kieszenie to polecam od razu zostawić wszystko w depozycie zamiast czekać na wypisanie kwitku przez panią w informacji, którego i tak nikt pewnie nie sprawdzi jak będziecie wychodzić.
Tak więc moja ocena (1-6):
Electro World: 2+
Media Markt: 4-
Saturn: 4+

czwartek, października 27, 2005

Wierszyk...

Alone...

Torn from my roots,
Left by myself to wither,
Taken away from my source
Of life, water.

By this lonely tree I stand,
Rootless and poor.
All that's left is this
Wooden door, to eternity.

But as I drift away
I find... a friend?
Also torn...

A falling leaf
Ripped from his womb,
Drifting away, with me.

środa, października 26, 2005

Staroświecki internauta

Staroświecki internauta jestem ponoć. Od kiedy zacząłem używam IE i Outlooka. Szczerze powiedziawszy, to próbowałem różne inne opcje. Najdłużej korzystałem z Maxthona, ale to też nakładka na IE. Więc co dokładnie powoduje że zostaję przy IE? Po pierwsze denerwuje mnie to, że te nowości, czy to Firefox, czy to Opera, cholernie lubią się kłócić z Windowsem i IE. Po drugie, mam w domu ludzi, którzy strasznie ciężko przyjmują jakiekolwiek zmiany w oprogramowaniu. Dla nich nowa przeglądarka, to jakbym nagle kazał im kazał w Bashu się poruszać.
Outlook? Co prawda coraz rzadziej tego używam, głównie do wysyłania maili. Najczęściej używam gmail.com.
Zakładki, czy okienka? Co to za różnica?? Jak dla mnie żadna. Ponoć IE ma gorsze zabezpieczenia. Przed czym?? Że ktoś sobie obejrzy na jakie strony wchodzę? A niech sobie ogląda. Tak na prawdę, to dla przeciętnego użytkownika internetu, takiego jak ja, nie ma żadnej różnicy między przeglądarkami czy klientem poczty. Każdy sobie bierze taki, który spełnia funkcje, których dana osoba potrzebuje. Mi odpowiada sposób katalogowania przeglądanych stron, mianowicie dzień po dniu, serwer po serwerze, a nie kolejno odwiedzane. Gorsza obsługa CSS niż w pozostałych? Etam. Jakbym znowu tak bardzo zwracał uwagę na to czy jakiś tekst miga, czy coś. Jakby pozostałe przeglądarki nie miały błędów. Tak, więc, ogólnie rzecz biorąc mi to rybka:)
Tak samo jest z różnymi komunikatorami. Gadu-gadu było dobre, dopóki nie zaczęło mi się krzaczyć. Sciągnąłem sobie więc Tlen. I przy nim zostanę. Żaden konnekt, żadne kadu czy inne. mi się Tlen podoba i tyle.
Wsio.